Ur. 20 08 1948 r. w Jasieniu. Absolwent brzeskiego LO z 1966 roku. Święcenia kapłańskie przyjął w 1975 r. Posługiwał w Pilźnie, Nowym Sączu, Zbylitowskiej Górze, Krościenku. Od 1981 r. jest proboszczem w parafii Niepokalanego Serca N.M.P. w Marcinkowicach. Budowniczy Domu Parafialnego im. ks. Jerzego Popiełuszki, animator życia kulturalnego i sportowego lokalnej społeczności. W roku 2009 został "Sądeczaninem Roku"
"Dom parafialny to praktycznie główny ośrodek religijnego i kulturowo-społecznego życia całej miejscowości. Tutaj mieszczą się różne sale rekreacyjno-formacyjne i mają swą siedzibę wszystkie grupy apostolskie, organizacje religijne i oświatowe, takie jak: AK, Caritas, KSM, Ruch Światło-Życie, kółko teatralne, chór noszący imię ks. Popiełuszki (który to chór może się poszczycić wielu także zagranicznymi sukcesami), "domowa" biblioteka prowadzona wraz z gminą licząca 4 tys. woluminów czy wideoteka zaopatrzona w ponad 300 kaset.
W Marcinkowicach żywa jest pamięć patriotyczno-religijnych tradycji. Dwukrotnie był tutaj Józef Piłsudski, ukrywał się tu też legendarny kurier rządu RP Jan Karski (co wielu marcinkowiczan okupiło życiem); wierni pamiętają również, kto za peerelowskiego reżimu był katem, a kto ofiarą, a pamiętają choćby dlatego, że kiedy w 1948 r. rozpoczęli budowę kościoła, często, przywożąc materiały budowlane, musieli pod osłoną nocy omijać ubeckie patrole, a materiał potem ukrywać po domach. Na pewno te doświadczenia wpłynęły integrująco na ludzi, bo parafia erygowana w 1952 r., choć składa się z trzech miejscowości: Marcinkowic, części Klęczan i Radziostowa, ma wielkie poczucie jedności." [1]
Ks. Józef Babicz tak wspomina jak jego poprzednikowi, a zarazem wujowi, ks. prałatowi Józefowi Górze udało się wraz z parafianami wybudować piękny kościół w najczarniejszą noc stalinowską (1952).
- "To była gehenna. Jeżeli proboszcz dostał pozwolenie na budowę kościoła, to nie znaczy, że dostał zezwolenie na materiały. Panował wówczas system asygnat. Na budowę kościoła asygnaty nie przysługiwały. – Nasz kościół budowano na sposób mrówczy – mówił ks. Babicz i zaraz wyjaśnił, co to znaczy. Parafianie dostawali asygnaty na materiał budowlany w celu postawienia stajni lub stodoły i zdobyty w ten sposób cement, wapno, drut zbrojeniowy znosili proboszczowi. „Nielegalny” materiał ukrywano w różnych miejscach. Ormowcy nie spali, na szczęście parafia była „zgrana”. – Opowiadał mi jeden z nieżyjących już gospodarzy – ciągnął ks. Babicz - jak raz wiózł furmanką z Nowego Sącza materiał na kościół. Został ostrzeżony, że w Radziostowie czeka na niego milicja. Zawrócił konia, przejechał całe miasto i przez Zawadkę, okrężną drogą, szczęśliwie dojechał do Marcinkowic.
Budowa kościoła raz po raz była wstrzymywana, a władza nakładała grzywny na proboszcza. Ks. Góra kar pieniężnych nie płacił, bo nie miał z czego. Skończyło się to wizytą na plebani komornika, który zajął wszystkie meble. Wtedy ks. Góra poprosił parafian o nacięcie surowych pniaków i kazał je rozstawić w pokoju gościnnym. – Ta ostentacja hańbiła władze – uważa ks. Babicz. Gdy przejął parafię na początku lat 90 ub. wieku i zabrał się za budowę Domu Parafialnego im. Księdza Jerzego Popiełuszki, to się okazało, że kościół jest „nielegalny”. W połowie zabudowania kościelne stały na gruncie skarbu państwa. Długo trwało urzędowe „prostowanie” absurdów z przeszłości.
Ks. Babicz należał do tych roczników księży, którzy powoływani byli do służby wojskowej. Tak o tamtych czasach wypowiada się we wspomnieniach cytowanych przez ks. Jana Pancerza:
- "W czasach PRL powoływanie kleryków do wojska było jedną z form walki z Kościołem. Doświadczył tego na sobie ks. Józef Babicz. Istniały trzy jednostki kleryckie i różne taktyki postępowania z alumnami w mundurach. W Brzegu „rozmiękczano” kleryków cieplarnianymi warunkami. W Bartoszycach, gdzie odsługiwał wojsko ks. Jerzy Popiełuszko, postawiono na surowy reżim i gołą siłę. W Szczecinie, gdzie trafił ks. Babicz, jako alumn I roku seminarium tarnowskiego, też ostro postępowano z klerykami. – Mieliśmy najgorsze jedzenie, nie dostawaliśmy urlopów nagrodowych, nie było możliwości awansu. Jeżeli kleryk wrócił z wojska z belką, to znaczy, że poszedł na współpracę. Na 14 kleryków z Tarnowa tylko jeden się złamał – zapamiętał ks. Józef. Klerykom urządzano mnóstwo zajęć politycznych. Oglądanie dziennika telewizyjnego było obowiązkowe, kapral pilnował, żeby nikt nie spał. „Pranie mózgu” nie dało żadnych efektów również dlatego, że kadra politruków stała na bardzo niskim poziomie. – Wróciliśmy z wojska rozmodleni, koszary bardzo wyidealizowały seminarium – wspominał ks. Babicz. Ma żal, że dziś nikt już nie pamięta o klerykach na dwa lata „uwięzionych” w jednostkach wojskowych."
/zdjęcia Tadeusz Romański/
|